poniedziałek, 12 marca 2012

Gratulacje! Właśnie przepuściłeś mercedesa!


"Pilny komunikat! Twój numer wygrał! Decyzja o wypłaceniu 100 000 PLN już zapadła. Przelew został przygotowany, w celu wyrażenia zgody wyślij darmowy SMS o treści "Tak" na numer xxxx". Kowalski przeciera oczy ze zdumienia. Czyta ponownie. Analizuje wyraz po wyrazie, szuka tekstu, zapisanego małym druczkiem. No nie może być! Wyraźnie jest napisane, że należy mu się kasa. Jak psu zupa! Toż to istny, co najmniej 36 zębny uśmiech losu! Jeśli nie szerszy! Może sytuacja jest rzeczywiście trochę dziwna, bo Kowalski nie przypomina sobie, aby ostatnio w coś grał. Ale przecież na taki właśnie zaskakujący happy end czekał całe życie! A im bardziej nierealna sytuacja, tym bardziej end zdaje się być happy. Nie zastanawia się więc dłużej. Wstukuje na klawiaturze „TAK” i wysyła.
Minimalizm informacji szybko daje się we znaki. Okazuje się, że do sfinalizowania transakcji brakuje jednak jeszcze jednego sms-a. Tym razem płatnego. Przecież Kowalski już buty ubiera żeby się wszystkim nagrodą pochwalić! Nie może więc teraz z powodu pięciu złotych unieść się dumą. Poza tym trzeba się spieszyć, bo jak zaznaczają organizatorzy, decyzja o wygranej jest aktualna jeszcze tylko piętnaście minut. Wysyła pospiesznie kolejne „TAK” i wbiega do windy. Tu przychodzi następny sms: „(…) PRZELEW ZOSTANIE WYKONANY. Wyślij ODBIÓR na xxxx i czekaj na nasz telefon! 4,88zł” Co jest? Może poprzednia wiadomość nie doszła? Wysyła jeszcze raz. Przy stu tysiącach złotych inwestycja dziesięciu to w końcu wciąż interes życia. Dalej jednak brakuje jednego sms-a. Więc Kowalski znów wysyła. Znowu brakuje. Znowu wysyła. Gra w sms-owego ping-ponga trwa już dobre dwadzieścia minut. Kiedy do rozmowy włącza się dyrektor loterii, koszt wiadomości od razu wzrasta o kilkanaście groszy. By Kowalskiego jeszcze bardziej uświadomić, jak ta wymiana informacji jest dla niego CENNA. A co potwierdzi ostatecznie rachunek telefoniczny. „Czy można skontaktować się w sprawie wygranej?”- pyta przemiło prezes. „TAAAAK” – wgniata desperacko coraz bardziej wklęsłe przyciski Kowalski. „Wciąż brakuje sms-a”- przychodzi odpowiedź. Kowalski wpada w furię. Ostatecznie rezygnuje. Szkoda, bo jeszcze jeden sms i mógłby wygrać…
 Zwycięstwo jest w końcu dla najwytrwalszych. Organizatorzy konkursów mają świadomość, że Kowalski to ambitna jednostka, która czerpie satysfakcję nie tyle z samej nagrody, co przede wszystkim z włożonego w jej zdobycie trudu. Przygotowana przez nich zabawa nie przewiduje więc kilku pytań, których śmiesznie mała ilość mogłaby Kowalskiego wręcz obrazić. Specjalnie dla niego powstają konkursy, w których należy odpowiedzieć na 5885 pytań standardowych oraz niezliczoną nawet przez Chucka Norrisa ilość pytań dodatkowych. Jak w quizie„Skarbiec”, czy „Omnibus III” .To są prawdziwe konkursy! Nie jakiś tam „Milion w minutę”! Niewdzięcznik niestety skupia się jedynie na absurdalnych szczegółach, jakimi są naciągnięcie na koszty i brak nagrody. Jak to brak nagrody? Przecież pogratulowali. I to kilka razy. Co do reszty to nie mają sobie nic do zarzucenia. Wszystkie zasady gry określone są jasno w regulaminie. To prawda, że czasem trzeba poświęcić kilka godzin, żeby go odnaleźć, zdarza się, że trudno go zdekodować, często konieczne jest użycie sprzętu powiększającego użytą w regulaminie czcionkę. Gdyby jednak Kowalskiemu zależało, to by sobie poradził. I doczytał, że „wszystkie treści zawarte w materiałach reklamowo-promocyjnych mają charakter jedynie informacyjny.” Będące więc narzędziem marketingowym sms-y są wykorzystywane tylko i wyłącznie w celach promocyjnych. Nawet z samej ich treści można się tego domyślić!
Kowalski jednak rozumie współczesny przekaz reklamowy tak, jak chce. Nawet kiedy na monitorze komputera pojawia się jasna w przekazie informacja, że właśnie wygrywa najnowszy model iPada. I aby odebrać nagrodę, należy podać numer telefonu. Zamiast przemyśleć, poczytać między wierszami, i dopiero zadać sobie wbijane do głowy od podstawówki pytanie „co autor chciał przez to powiedzieć” to nie. Kowalski decyduje się wyciągać pochopne wnioski - że właśnie wygrywa najnowszy model iPada. I w celu odebrania gadżetu podaje numer telefonu. Co za fatalne nieporozumienie! Po zatwierdzeniu poprawności numeru okazuje się…że właśnie dał sobie aktywować usługę otrzymywania płatnych sms-ów, dzięki którym będzie mógł wygrać, ale już tak ostatecznie, obiecanego wcześniej iPada. Kowalskiemu kręci się w głowie i spada z krzesła. Na szczęście na kota, który szczęścia ma trochę mniej. Jakże makabryczne i dosłowne stają się konsekwencje „czytania po łebkach”…
             Nie tylko dla kota. Kowalski sprzedaje auto i zaczyna jeździć tramwajem, słucha sfatygowanego radia i ściera kurze z pożyczonego od babci kineskopowego telewizora. Dopóki jeszcze stać go na bilet, prąd i środki czystości. Jego telefon wciąż wibruje, on jednak pozostaje niewzruszony. Nie reaguje na informacje o nowym laptopie, końcu świata, zdradzie ukochanej. Nie reaguje na wiadomości o przygotowanej specjalnie dla niego pożyczce i że właśnie okradają mu mieszkanie Nie reaguje na nic! I kiedy dumny ze swojej  postawy wraca z pracy...z przerażeniem odkrywa, że w jego mieszkaniu tylko światło się ostało…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz