Ale pyszności! Ostatni kawałek świątecznej szynki wcinam niestety w biegu, ale dopóki nikt mnie nie dogania-nie narzekam. Poza tym moje bieganie z jedzeniem niczym szczególnym się nie wyróżnia. Z tego co słyszałem, dziś wszyscy żywią się „w biegu”. Pewnie dlatego, że jeden drugiemu zaczął w końcu jedzenie podbierać. To było do przewidzenia. Bardziej mnie dziwiło, kiedy siedzieli obok siebie przy stole i nawet jeden raz łapy do talerza sąsiada nie odważyli się włożyć. Książkowy wręcz przykład patologii! Tak więc z Panią „na ogonie”, duszą na ramieniu, a wędliną w pysku robię wszystko, żeby się nie stać konsumpcyjnym dewiantem. I póki co wychodzi mi przepysznie.
Żeby nie przerywać jednak dobrej passy, na poobiednią drzemkę zamiast kanapy wybieram najgłębsze miejsce w szafie. Po krótkim czasie ze snu wyrywają mnie dochodzące z kuchni hałasy. Podnoszę się niechętnie i nurkuję głębiej w ręczniki. Dźwięki pozostają nie stłumione. Zaczynam się denerwować. Słyszę coś o darciu kotów, potem o dachowcach i braniu „kota w worku”. Próbuję te informacje połączyć w całość…toż to makabra po prostu! Jaki wyrafinowany scenariusz! Złapać, podrzeć i do worka wsadzić dam się jednak dopiero po moim trupie! Choć takim podejściem to ja pewnie robię z siebie ofiarę-marzenie. Jedyne co mi przychodzi w tej chwili do włochatej głowy to wślizgnąć się zgrabnie pod ostatni ręcznik i mieć nadzieję, że nikt tam nie zajrzy. Jestem przecież zbyt piękny i młody, żeby umierać, czy stać się chińską przystawką! Poza tym jeszcze tyle rzeczy mam w życiu do zjedzenia! Niestety, drzwi szafy rozsuwają się nagle, a czyjeś ręce zaczynają nerwowo przerzucać ręczniki. Głowę podkulam pod łapy, ale chyba nadal mnie widać. Spoglądam niepewnie na właściciela chwytających mnie gwałtownie dłoni. Pani ściska mnie i płacze równocześnie. Pewnie to jej pierwsze morderstwo, stąd ta huśtawka nastrojów. Jestem przerażony, próbuję się uwolnić…kiedy nagle czuję morze zalewających mnie całusów. Ze strzępków zdań wnioskuję, że chyba się zgubiłem i właśnie mnie odnaleziono. Tyle przygód przeżyć i nic o tym nie wiedzieć! Choć nie ukrywam, że wolałbym zostać uświadomiony, kiedy już się wyśpię.
Po bezczelnym obudzeniu idę do wanny się wylizać. Dokładnie, włącznie z końcówką ogona. Nie to co ludzie, że niby się myją, a nawet raz językiem nie machną. Brudasy! Tym razem jednak mycie idzie mi wyjątkowo ciężko, bo towarzyszy mu niekończące się kichanie. A trudno tak się myć i obsmarkowywać równocześnie. Słyszałem, że alergia na koty jest bardzo popularna, ale żeby być uczulonym na samego siebie? Nagle robi mi się słabo. Wiedziałem, że to ciągłe stresowanie małego, biednego, głodnego kotka kiedyś źle się skończy. Padam jak kawka. Czuję, że wywaliło mi nieestetycznie język, ale nie mam dość siły, żeby zwinąć go do pyska. Przyglądam się więc bezradnie, jak leży wywinięty obok głowy. Po spanikowanej pani wnioskuję, że wyglądam naprawdę źle. No nie, tyle mycia po to, żeby teraz w kalendarz kopnąć?!? U lekarza na szczęście dochodzę do siebie. Co więcej, pan doktor mówi o jakimś zdjęciu. Nie wierzę własnym uszom! Moja pierwsza prawdziwa sesja! Ja wiedziałem, że wreszcie gdzieś się na mnie poznają i to w najmniej oczekiwanym momencie! I faktycznie, czy można sobie wyobrazić bardziej niespodziewany moment niż wpychanie termometru w odbyt? W domu właścicielka pokazuje mi fotografię, a ja zaczynam się zastanawiać, czy fotomodeling to faktycznie moje przeznaczenie. Masakra! Facet tak idealnie oddał na zdjęciu moje wnętrze, a ja się zupełnie nie postarałem. Im dłużej się przyglądam, tym wyraźniej widzę nie postawnego, chciałoby się rzec-lwa, ale jakiegoś śmiesznego gryzonia. No szczur jak byk! I do tego tak pokracznie stanąłem! Brak perspektyw na karierę szybko przywodzi mi na myśl także dobre strony - przynajmniej linii nie będę musiał trzymać. A chyba nic gorszego nie można sobie w święta wyobrazić. I w ogóle w życiu.
Więc pomimo braku fotogeniczności i oficjalnej informacji, że mogę być alergikiem lub astmatykiem, nie martwię się zbytnio. Jeść mogę i to jest najważniejsze. A teraz nawet więcej, bo właściciele tak się przerazili moim stanem zdrowia, że wystarczy, głośniej odetchnąć i już głaszczą, tulą, a na koniec podsuwają różne pyszności. Co więcej, im głośniej się uda powzdychać, tym pyszniejsze i częstsze są przekąski. Tak więc znalazłem nowy sposób na życie. W fotomodelingu nie wyszło - przerzucam się na aktorstwo. Elastyczność to przecież podstawa. W wolnym czasie ćwiczę więc przyspieszony oddech, omdlewanie i efektowne wywalanie języka. Ciągnący się już po ziemi brzuszek najlepiej świadczy o tym, że nawet i choroba może wyjść czasem na zdrowie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz