Ostatnie pytanie profesora, moja wyczerpująca, wbijana do głowy kosztem przydeptywania sobie worów pod oczami odpowiedź i jest! Mam! Na walkę o tytuł magistra poświęciłam jedną dwudziestą wieku, więc w końcu mi się należało! No a teraz z dyplomem pod pachą, świetną znajomością angielskiego ruszam na podbój rynku pracy. Na pewno już na mnie czekają z otwartymi ramionami. Nic tylko wybierać, przebierać i nieprzyzwoicie się bogacić!
Za pierwszy cel obieram pracodawców, którzy mają minimalne wymagania. Celujący dyplom wygląda świetnie, ale potwierdza póki co jedynie moją teoretyczną fachowość. Więc od czegoś trzeba zacząć. Przeglądam pierwsze ogłoszenie: „Poszukujemy młodych obrotnych do pracy na karuzeli”. Niby nie powinnam już na początku wybrzydzać, ale obawiam się, że wymaganej obrotności mogę nie wytrzymać. Szukam dalej. W kolejnych ogłoszeniach informują, że zatrudnią osoby z ciemną karnacją do sprzedawania kebabu (ach ta polska dbałość szczegóły…), panią na pół etatu do rożna (fajnie być nadzianym, ale może niekoniecznie w tym kontekście) oraz „pracowników do fabryki dynamitu. Muszą lubić podróże”. Pewnie na wszelki wypadek, gdyby coś nie wypaliło. A raczej wręcz przeciwnie. Dalej trafiam na mrożące krew w żyłach ogłoszenie zoo, które „zatrudni zręcznego do czyszczenia akwarium piranii”. Umowę gwarantują od ręki. Nie piszą jednak, czy uratowanej, czy straconej. Więc chyba się nie zdecyduję. Poza tym wolę coś mniej ekstremalnego. Jest! „Zatrudnię od zaraz młodą atrakcyjną dziewczynę do kręcenia lodów". Choć podobno bogate doświadczenie zawodowe to podstawa, chyba aż tak CV wzbogacać nie mam odwagi. Czytam więc kolejne: „Poszukuję młodej, atrakcyjnej kobiety do posprzątania domu”, „Szukam dziewczyny…która posprząta mi mieszkanie w stroju Ewy”. O Farnę to raczej nie chodzi. No cóż, widocznie statystycznie rzecz biorąc atrakcyjne dziewczyny po prostu dokładniej sprzątają, a bez ubrania może nawet wykonują obowiązki szybciej ze względu na mniejszy opór powietrza. A więc to nie żadna niemoralna propozycja, tylko czysta fizyka! Mimo wszystko szukam dalej. „Zatrudnię panią do kserowania nocami”. Panią jestem, kserować potrafię. Niby idealne, ale pora jakaś dziwna. Może po prostu nocą prąd jest tańszy? Kolejny pracodawca nie pozostawia pola do domysłów: „zatrudnię sekretarkę na gwałt”. Przynajmniej jasno i szczerze przedstawia oczekiwania. I choć cenię jego otwartość, jeszcze tak zdesperowana nie jestem, żeby się na gwałt zatrudniać. I to na pełny etat! Nie chcąc jednak kusić losu, robię krótką przerwę w poszukiwaniach.
Ostatecznie decyduję się skupić na ofertach na miarę swoich ambicji, zarówno intelektualnych jak i finansowych. A co! W końcu doświadczenie to nie wszystko! Szukam więc propozycji dla ambitnych magistrów. Zatrzymuję się na lakonicznej informacji o poszukiwaniu osoby do sprzedaży jajek. Dobra stawka i wymagają wykształcenia wyższego. Pomimo, że praca marzeń to nie jest, czuję, jak rozpiera mnie duma, że spełniam kryteria, wcale przecież nie podstawowe. Podobnie, jak w przypadku oferty pracy przy świniach. Wymagają osoby z wyższym wykształceniem, „szczupłej i niskiej, aby móc się wczołgać do chlewa oraz przebywać w środku podczas prac”. Ogólnodostępna liczba aplikujących wskazuje, że chyba wszyscy mali z regionu się zgłosili. W końcu pensja wcale niebanalna. Poza tym właściciel informuje, że „część chlewów została przerobiona na pracownicze kwatery mieszkalne, więc istnieje możliwość zakwaterowania”. Istne Eldorado! Ostatecznie jednak wolę zostać w Polsce. Zatrzymuję się na ogłoszeniu na „Specjalistę ds. organizacji pracy i obsługi projektów”. Brzmi dumnie. Niestety, spełniam jedynie połowę długiej listy oczekiwań. Co więcej, za wymagającą, odpowiedzialną pracę oferują najniższą krajową pensję i jednocześnie poszukują pracownika, „posiadającego zdolność logicznego myślenia”. No tak, bo „posiadać” to wcale nie znaczy używać. A w tym przypadku bierność jest jak najbardziej wskazana.
Poniżej znajduję kilka podobnych ogłoszeń. Poszukują specjalisty ds. sprzedaży, managera zespołu, analityka, a nawet prawnika i lekarza. Na każde ze stanowisk rośnie ilość wymaganych języków obcych i dodatkowych kursów. Wynagrodzenie, że tak sobie pozwolę użyć takiej metafory, pozostaje niezmienne. I utrzymuje się na poziomie wypłaty cukiernika. Perełką wśród ogłoszeń okazuje się jednak praca sekretarki. Okazuje się, że kwalifikacje na to stanowisko to ja będę mieć…może za dziesięć lat. Ale to już szybciutko dziś powinnam zacząć się doszkalać. Bo idealny kandydat powinien: mieć wykształcenie wyższe, najlepiej techniczne, znać angielski, niemiecki (mile widziany także francuski), posiadać aktualną książeczkę szczepień, uprawnienia elektryczne SEP do 1kV, prawo jazdy kat. B (C i D mile widziane), znać się na obsłudze komputera (Windows, Linux, MS Office, SQL, C++, Java, Matlak, Pascal), być obeznanym w budownictwie (kładzenie płytek, hydraulika, sieci komputerowe…). Poza tym mile widziane są umiejętności programowania sterowników PLC oraz obsługa narzędzi ogrodowych (kosiarka, glebogryzarka). No i oczywiście kandydat nie powinien mieć więcej niż 28 lat! Więc niestety, nie ma nawet co się brać za edukację. Jak już uda się być wystarczająco mądra, to będę jednocześnie zdecydowanie za stara. Cóż, trzeba ustąpić mądrzejszym…najlepiej jeszcze romantykom, dla których jedyną i najważniejszą motywacją w pracy jest…wykonywanie tej pracy. I którzy w związku z tym docenią ofertę 700 złotych proponowanej pensji. Bo przecież pieniądze nie są w życiu najważniejsze!
Ja tam jednak kanapki z idealizmem jeść nie chcę. Niczym więc romantyczny, ale buntownik, staję przeciwko światu i na przekór wzniosłym ideom pracy dla pracy, poszukuję takiej, która choć raz na jakiś czas pozwoli mi na zjedzenie bułki co najmniej z szynką. I w końcu się udaje! Kiedy zatem jestem przekonana, że chwyciłam za nogi samego Pana Boga, szybko okazuje się, że to zwykły Zonk. Powinnam się domyślić, że tysiąc pięćset złotych na rękę to podejrzanie wysoka stawka. No i faktycznie. Nienormowany czas pracy, który kusił z ogłoszenia, nie mieści się rzeczywiście w żadnych normach, możliwość pracy w domu istnieje, a nawet jest koniecznością, jednak wyłącznie po godzinach, natomiast samochód, który miał być do mojej dyspozycji…pozostaje w dyspozycji także pięćdziesięciu pozostałych osób z firmy. Co więcej, planowane szkolenie „wysokiej klasy”, okazuje się wskazywać na grupę docelową, a nie, jak naiwnie myślałam - jakość, pracę pełną wyzwań zapewnia brak kilku schodów między piętrami i wciąż zacinająca się toaleta. Dumnie brzmiący „dynamizm” firmy natomiast realizuje się w nieustannej rotacji pracowników, a obiecywane wsparcie w wykonywanych zadaniach zamyka się w niezwykle serdecznym zapewnieniu szefa, że…trzyma za mnie kciuki! Sama się dziwię, że tego nie doceniam.
Z każdym podobnym doświadczeniem takich niewdzięcznych magistrów, o dziwo, przybywa, a i poziom ich desperacji niebezpiecznie wzrasta. Na jednym z portali zamieszczone zostało ogłoszenie: „Jako człowiek uczciwy i przedsiębiorca niczego nie osiągnąłem(…)Jeszcze mam czas naprawić błąd i coś osiągnąć, więc planuję działać w równie barwnym i szerokim świecie alternatywnym. Skoro uczciwie nie można…Odpowiem tylko na poważne oferty bossów świata przestępczego”. Bo elastyczność to dziś podstawa! Można wybrać „pełną wyzwań” ideologiczną pracę dla pracy w wystudiowanym zawodzie, albo zdecydować się jednak (I uwaga! To będzie szalony pomysł!) zarabiać pieniądze i w miarę zapotrzebowania zmieniać kwalifikacje. Zastanawiam się chwilę i chowam dyplom do szuflady. Sprawdzam swój wzrost, wchodzę na wagę i dla pewności jeszcze przeczołguję się pod najniższym łóżkiem. Zgłaszam swoją kandydaturę do pracy przy świniach i wypełniam podanie o kwaterę.
Cała prawda o współczesnych magistrach ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie:) A więc nic tylko wybierać kolejny kierunek:P
UsuńCała prawda o dzisiejszych pracodawcach! Że też my, pracownicy, w ogóle mamy tupet domagać się wypłaty i zatrudnienia na pełny etat! i jeszcze jakichś składek ZUS czy 'grusz'! (ci co bezczelniejsi 'z budżetówek'!)...
OdpowiedzUsuńNo, ewidentnie przeginamy...;)
Usuń