poniedziałek, 9 stycznia 2012

Świąteczny klimat wielkomiejskiej dżungli

        Przedświąteczny tydzień, parking jednego z większych centrów handlowych. Budynek tonący w blasku kolorowych światełek, efektowna choinka witająca klientów przy głównym wejściu, płynące z głośników dźwięki nastrojowego „Christmas Time”. Uwielbiam tę świąteczną atmosferę… Rozglądam się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Auto, auto, maluch, auto, kobieta, auto. Wracam spojrzeniem do starszej pani. Macha intensywnie rękami w stronę zdezorientowanego kierowcy, który zażenowany zdaje się rozważać czy zignorować nawoływania i odjechać, czy też zająć zdobywane w wielkim  stylu miejsce parkingowe. Kobieta uparcie daje znaki. Jej mina i gustowny, moherowy berecik skutecznie odstraszają zdenerwowanych kierowców. Niektórzy nie doceniając doświadczonej pod warszawskim krzyżem wojowniczki, próbują spłoszyć ją wzrokiem i ostrymi słowami. Oczywiście nic nie osiągają. Absorbując świąteczną atmosferę uśmiecham się i szukam dalej. Dostrzegam z radością kawałek pustej przestrzeni, dokładnie takiej, jaką trzeba było opanować do egzaminu na prawo jazdy. Pamiętając o niemożności otwarcia drzwi pojazdu, wjeżdżam. Cudem bez złamania nogi w kilku miejscach przeciskam się na zewnątrz. Oglądam drzwi sąsiada. Cóż. Jestem pewna, że wgniecenie w drzwiach dwudziestoletniego mercedesa zrekompensuje właścicielowi zaszczytne towarzystwo mojego dziewięcioletniego seicenta. Lubię robić dobre uczynki, szczególnie w święta.
       Wchodzę do marketu, w którym z powodu ilości klientów trudno dostrzec półki z towarem. Gwar, zamieszanie, co kilka kroków atak jakiegoś firmowego stwora, promującego najzieleńszą herbatę, wybielający wszystko proszek, najbardziej mokry napój. Skupieni na atrakcyjnej cenie ludzie zachłannie wrzucają produkty do koszyków. Mają już w domu kilka młotków i nie lubią krewetek, ale jak tu nie wziąć za pół ceny? Magia reklamy. Ludzie w pośpiechu prowadzą wózki i polują na ostatni towar z promocji „2 za 1”. Aż się prosi o zdjęcie do National Geographic. Walka o najpiękniejsze banany, najdłuższego ogórka, największą kiść największych winogron. Walka o najczerwieńsze jabłko. Byle się jak w Biblii wygnaniem nie skończyło. Przez ochroniarzy. Przedzieram się przez szalony tłum, odważnie wybieram interesujące mnie produkty i tryumfalnie zmierzam w stronę kasy. Mimo wszystko zakupy zaliczam do udanych. Nikt nie rozjechał mnie wózkiem, nie obrzucił obelgami, nie wyrwał ostatniego słoika ogórków w promocyjnej cenie. Przy kasie wszystko przebiega bez większych problemów. Przede mną kilkanaście osób. Kasjerka sprawnie skanuje kody, aż nagle informuje, że nie może skasować kapusty. Zmuszona agresywnym zachowaniem klienta myśli, próbuje, próbuje, myśli. Z pomocą przychodzi jej pracownica z sąsiedniego stanowiska. Zostawia zdezorientowanych klientów, którzy zdają się nie rozumieć, że „co dwie głowy to nie jedna”. Egoiści. Teraz obie kasjerki próbują, myślą, myślą, próbują. Muszę przyznać, że imponują mi odwagą. Wyprowadzeni z równowagi klienci nie przebierają w słowach, a one, dwie nieustraszone, niczym Sherlock Holmes poszukują rozwiązania kapuścianej zagadki. W końcu klient rezygnuje z warzywa. I z reszty zakupów. Teraz kilka minut czekamy na kierownika, który jako jedyny może wycofać transakcję. Cały czas drżę z podniecenia i niepewności, bo zbliża się moja kolei. O dziwo płacę bez problemów.
      Postanawiam wykorzystać szczęśliwą passę i wysłać kilka kartek świątecznych. Czyli dziesięć minut i do domu. –„Przepraszam, przepraszam…”.Próbuję przepchać się do punktu pocztowego. Nikt się nie odsuwa. Orientuję się, że jestem w środku docelowej kolejki. Odnajduję koniec i posłusznie się ustawiam. Po dwudziestu minutach jedynym osiągnięciem pani w okienku jest poinformowanie kilku rozgrzanych do czerwoności klientów, że dane usługi pocztowe akurat w tym punkcie nie są realizowane. No tak, niech cię pozory nie zmylą- może to i poczta, ale nie wszystko można tu wysłać. I nie wszędzie. Dzieląca panią i klientów szybka zapobiega emocjonalnej wymianie…zdań. Kolejka się nie skraca. Jakaś kobieta w podeszłym wieku zbiera się w końcu na odwagę i prosi o przepuszczenie. Wszyscy niemal równocześnie kiwają głowami w geście odmowy. Dwie nogi, dwie ręce, funkcje życiowe w normie- to zawsze marne szanse na przywileje. Poza tym kobieta ma z 80 lat, co zdecydowanie działa na jej niekorzyść. Nawet jeśli zrobiłoby się jej słabo i w najgorszej sytuacji kopnęłaby w kalendarz- dość już pożyła.
        Prawo dżungli. Dura lex, sed lex, bez względu na świąteczne idee i przesłania. Każdy chce mieć jak najszybciej, jak najlepiej, jak najwykwintniej i jak najpiękniej kiedy szczerze i z czystym sumieniem będzie mówić bliskim o spokojnych, pełnych miłości i uśmiechu świętach…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz